Reklama

Za Granicą

Czeka nas fala aktów sabotażu inspirowanych przez Rosję?

fot. kremlin.ru / CC BY 4.0
fot. kremlin.ru / CC BY 4.0

W ostatnich tygodniach w wielu poczytnych mediach ukazała się seria tekstów dotyczących możliwych ataków sabotażowych przygotowywanych przez Rosję, a wymierzonych w państwa NATO. Temat ten pojawił się również w Polsce, na kanwie ostatniej serii pożarów, którą szef BBN Jacek Siewiera wprost nazwał „elementem wojny kognitywnej”.

Na początku maja w „Financial Times” opublikowano tekst, z którego wynika, że służby wywiadowcze trzech różnych krajów europejskich ostrzegły swoje rządy, że rosyjscy agenci są w trakcie planowania serii zamachów bombowych, podpaleń i ataków na infrastrukturę w Europie. Cytowany w artykule Thomas Haldenwang, szef Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji (BvF) w Niemczech ocenił, że „ryzyko aktów sabotażu kontrolowanych przez (rosyjskie – przyp. red.) państwo znacznie wzrośnie”. Zwrócił też uwagę na „duży potencjał szkód, które mogą one wyrządzić”.

Reklama

Z kolei „Newsweek”, jako przykłady zdarzeń mogących świadczyć, że doszło do aktów sabotażu, podaje m.in. podpalenie 21 marca magazynu w Londynie, w którym znajdowały się dostawy pomocy dla Ukrainy. Następnie 15 kwietnia spłonęła amerykańska fabryka pocisków artyleryjskich w Scranton w Pensylwanii. Dwa dni później, 17 kwietnia, doszło do eksplozji w firmie zajmującej się obronnością - BAE Systems w Walii.

Jenny Mathers, specjalistka ds. rosyjskich służb wywiadowczych na Uniwersytecie Aberystwyth w Walii - jak opisał „The Telegraph” – stwierdziła, że w ciągu ostatniego roku nastąpił znaczny wzrost liczby i intensywności tego typu incydentów powiązanych z Rosją. Dodała przy tym, że „prawdopodobnie zaobserwujemy przyspieszenie tych zdarzeń”.  

Czytaj też

W kwietniu władze czeskie oskarżyły Rosję o dokonanie „tysięcy” prób włamań mających na celu sabotaż na europejskie systemy kolejowe i ich zdolności do transportu zachodniej broni i materiałów na Ukrainę. Zdaniem Martina Kupki, czeskiego ministra transportu, na którego powołuje się „Financial Times”, „kampania rozpoczęła się wkrótce po rozpoczęciu przez Rosję inwazji na Ukrainę na pełną skalę w 2022 roku i obejmowała ataki na systemy sygnalizacyjne i biletowe”.

W marcu zeszłego roku europejska agencja ds. bezpieczeństwa cybernetycznego (ENISA) opublikowała swój pierwszy raport o zagrożeniach, obejmujący dane zebrane w okresie od stycznia 2021 roku do października 2022 roku, w którym stwierdziła, że prorosyjskie grupy hakerów nasiliły poważne cyberataki na przedsiębiorstwa kolejowe na Łotwie, Litwie, Rumunii i Estonii.

Reklama

Kevin Riehle, ekspert ds. wywiadu i bezpieczeństwa na Uniwersytecie Brunel w Londynie, na którego powołuje się serwis internetowy „France 24”, powiedział, że „jedną z przyczyn domniemanych aktów rosyjskiego sabotażu jest to, że Rosja już uważa, że jest w stanie wojny z Zachodem”. Również prof. Mark Galeotti, specjalista od spraw rosyjskich dyrektor think tanku „Mayak Intelligence” uważa, że „skoro Zachód w dalszym ciągu wywiera presję na Rosję to nie powinniśmy być zaskoczeni tą odpowiedzią”. Dodał też, że wzrost liczby operacji sabotażowych wynika również z nasilenia ukraińskich ataków na cele w Rosji traktując je jako działania ze strony CIA i NATO.

Z kolei Daniel Lomas, ekspert ds. służb wywiadowczych na Uniwersytecie w Nottingham jest zdania, że moment, w którym Rosja może wywrzeć presję na Zachód w ten sposób, jest również odpowiedni, zwłaszcza, że mamy do czynienia z widocznym zmęczeniem toczącą się wojną na Ukrainie, a rosyjskie akty sabotażu w Europie są „szansą na sianie kolejnych podziałów”. Według niego, jednym z kluczowych celów jest zatrzymanie pomocy wojskowej dla Ukrainy.

Czy Rosja przekroczy "czerwoną linię"

Te rosyjskie działania nasuwają zasadnicze pytanie, czy i kiedy będą pierwsze ofiary. W tym miejscu cytowani eksperci na razie zgodnie stwierdzają, że nie jest to na obecnym etapie intencją Rosji. Prof. Galeotti uważa, że można odnieść wrażenie, że Rosjanie uważają, aby nie przekroczyć czerwonej linii. „Niezabijanie ludzi i atakowanie obiektów infrastrukturalnych pokazuje, że na razie nadal mają one ograniczenia polityczne. Nawet jeśli Putin mówi o wojnie z Zachodem, w rzeczywistości nie chce otwartego konfliktu. Dlatego Rosja wykorzystuje operacje, które pozostają tuż poniżej progu” – ocenił Galeotti. Natomiast Daniel Lomas jest zdania, że jeśli Rosja chce obrać za cel kraje NATO bez faktycznego wywoływania reakcji NATO, to nie ma innego wyjścia, jak tylko wykorzystać swoje służby wywiadowcze do prowadzenia operacji sabotażowych. Z kolei Kevin Riehle uważa, że fakt nasilających się kampanii sabotażowych może oznaczać, że rosyjskie służby wywiadowcze w pełni odzyskały swoją sprawność.

Reklama

Jak zwraca uwagę serwis „NBC News”, kampania fizycznego sabotażu stanowi część szerszej rosyjskiej strategii obejmującej nasilenie propagandy i dezinformacji, wzmożenie działań wywiadowczych oraz wysiłków mających na celu wywarcie wpływów politycznych w Europie. Ich celem jest zasianie wątpliwości co do perspektyw militarnych Ukrainy i wywołanie podziałów krajach NATO. Oleksandr Danylyuk, analityk z brytyjskiego „Royal United Services Institute (RUSI)” stwierdza wprost, że „Rosja jest zdecydowanie w stanie wojny z Zachodem”. „NBC News” przywołuje w swym tekście raport RUSI, którego Danylyuk był współautorem, w którym ostrzegano przed rosnącym zagrożeniem ze strony rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU. Zwrócono także uwagę, że buduje on tajną siatkę agentów w celu prowadzenia szpiegowskich i potencjalnych operacji sabotażowych w Europie. Napisano w nim także m.in., że „GRU restrukturyzuje sposób, w jaki zarządza rekrutacją i szkoleniem żołnierzy sił specjalnych i odbudowuje aparat wsparcia, aby móc ich infiltrować do krajów europejskich”.

Seria pożarów w Polsce

Seria niewyjaśnionych pożarów, z którymi mieliśmy do czynienia w ostatnich dniach w Polsce również wywołała szereg spekulacji sugerujących, że możemy mieć do czynienia z aktami sabotażu. Media społecznościowe zalała wręcz fala niesamowitych teorii i hipotez na ten temat. Jacek Siewiera, szef BBN podczas rozmowy w TVN24 oświadczył, że „sprawa serii pożarów w Polsce musi budzić podejrzenia” i jego zdaniem „stanowi to element wojny kognitywnej”. „To, że nie wiemy, czy mamy do czynienia z naturalnym biegiem spraw, czy z inspiracją służb, na przykład w sieciach społecznościowych. (…) To musi budzić podejrzenia, zwłaszcza, że to nie są pożary tylko w Polsce. Pod Helsinkami w Finlandii również było kilkanaście pożarów i tamtejsze służby już sygnalizują, że jest to inspirowane wyzwaniem w mediach społecznościowych” – mówił szef BBN.

Czytaj też

Jednym z zasadniczych elementów wojny kognitywnej jest osłabienie zaufania do instytucji państwa i można je podważyć przy wykorzystaniu niewielkich potencjałów, uzyskując maksymalny efekt. Następuje to poprzez wzmacnianie błędów poznawczych, a poprzez to niezdolność do racjonalnego podejmowania decyzji w krytycznych momentach. Mogą one prowadzić do błędnych osądów i podejmowania decyzji, które mogą wywołać niezamierzoną eskalację. Zasadniczym instrumentem w tej wojnie jest atak poznawczy mający na celu przekształcenie rozumienia i interpretacji sytuacji zarówno przez jednostkę, jak i w świadomości masowej. Najczęstszym wykorzystywanym narzędziem jest tzw. informacja uzbrojona, czyli wiadomości lub treści, które są zaprojektowane tak, aby wpłynąć na percepcję i przekonania użytkownika w taki sposób, który zaszkodzi celowi. Jest ona rezonowana przez osoby dotknięte tymi komunikatami i rozprzestrzeniać się może wirusowo przekonując dużą liczbę osób do uznania ich za własne.

Zaistniałe w Polsce pożary, z którymi mieliśmy do czynienia idealnie do tego się wręcz nadają. Mogą one, poprzez rozpowszechniane różnego rodzaju niezweryfikowane interpretacje doprowadzić do utraty poczucia bezpieczeństwa obywateli. Może to spowodować trudne do przewidzenia reakcje społeczne, wręcz na poziomie psychozy zagrożenia.

Agenci "proxy" coraz częściej aktywni

Osobną kwestią jest to, czy przedstawione uprzednio teksty, dotyczące możliwych ataków sabotażowych przygotowywanych przez Rosję wymierzonych w państwa NATO mówią o realnych zagrożeniach, z jakimi mogą się one spotkać i będą musiały się zmierzyć. Dotyczy to także Polski będącej głównym „hubem” wszelkiej militarnej i niemilitarnej pomocy dla Ukrainy. Wszystkie dotychczas opisane zdarzenia interpretowane jako akty rosyjskiego sabotażu - jeśli nimi były - mogły zostać przeprowadzone przez agenturę „proxy” (sprawa podpaleń magazynów w Londynie wskazuje na to jednoznacznie – przyp. red.). O agentach „proxy” redakcja InfoSecurity24.pl pisała na początku maja. Jest to tania i czasem bardzo skuteczna metoda stosowana przez rosyjskie służby od wielu lat. Do tych zadań rosyjskie służby szukają wykonawców w środowiskach imigrantów, przestępczych, mających problemy osobowościowe lub niepotrafiących sobie poradzić w życiu.

Doskonałym obrazem tego jest tekst „The Misfits Russia Is Recruiting to Spy on the West” (Nieudacznicy rekrutowani przez Rosję do szpiegowania Zachodu – przyp. red.) opublikowany w „Wall Street Journal”, autorstwa Karolina Jeznach i Thomasa Grove. W artykule opisano sprawę 16-osobowej siatki szpiegowskiej rozbitej w Polsce w zeszłym roku.

Według autorów, okazało się, że 23-letni Makism Leha, obywatel Ukrainy, któremu przypisano sprawstwo kierownicze to osoba z wykształceniem podstawowym mająca na koncie wyroki kryminalne za drobne przestępstwa. Został zwerbowany w sieci przez kanał Telegramu. Grupa składała się z takich jak on młodych ludzi (z Ukrainy, Białorusi i jednego Rosjanina – przyp. red.)  mających problemy finansowe i niepotrafiących sobie poradzić w Polsce. Część z nich została nakłoniona do współpracy przez czat na kanale Telegramu, przez osobę przedstawiająca się jako Andriej, która prawdopodobnie przebywała w Rosji. Pozostałych zwerbował Maksim Leha. W ramach zleconych przez niego prostych czynności niewymagających specjalnych umiejętności, montowali urządzenia rejestrujące infrastrukturę komunikacyjną, malowali antyukraińskie napisy i fotografowali obiekty mające znaczenie militarne.

Nie jest do końca jasne, czy informacje dostarczone przez Lehę i pozostałych, bezpośrednio doprowadziły do rosyjskich ataków na transporty zachodniej broni na Ukrainie, które regularnie trafiały tam od czasu wybuchu wojny w lutym 2022 roku. Źródła, na które powołują się autorzy tekstu twierdzą, że „Rosjanie z powodzeniem połączyli nagrania z kamer z bardziej wyrafinowanymi działaniami, takimi jak nadzór satelitarny, w celu śledzenia dostaw sprzętu i amunicji z Polski i innych krajów do tajnych magazynów na Ukrainie, gdzie zostały one trafione przez drony i pociski kierowane”. Okazało się, że jest to tania i skuteczna metoda przynosząca efekty przy niezwykle niskich nakładach. I co najważniejsze nie wymagająca żadnego ryzyka.

Agentura „proxy” przy całej swej prostocie jest niezwykle trudna do wykrycia i zneutralizowania, którą można porównać do „samotnych wilków” dokonujących aktów terrorystycznych. Z tej racji można jedynie przyjąć jedynie optymistyczne założenie, że polskie służby specjalne i policyjne są na te zagrożenia przygotowane.

Reklama

Komentarze

    Reklama