Reklama

Za Granicą

Media: Polski wywiad dostarczył dane o powiązaniach otoczenia Trumpa z Rosją

Fot. Shealah Craighead/White House
Fot. Shealah Craighead/White House

Dane wywiadowcze zebrane przez niemiecki, polski i estoński wywiad w ramach rozpoznania radioelektronicznego dostarczyły władzom USA informacji na temat niebezpiecznych powiązań między doradcami prezydenta Donalda Trumpa, a rosyjskimi szpiegami - podaje brytyjski The Guardian.

Jak podkreślają brytyjscy dziennikarze, Wielka Brytania odegrała kluczową rolę w "zaalarmowaniu Waszyngtonu" na temat kontaktów, które ludzie z otoczenia Donalda Trumpa mieli z członkami rosyjskiego wywiadu. Pierwsze informacje na ten temat miały pojawić się jeszcze pod koniec 2015 roku. Brytyjskie służby specjalne GCHQ (Centrala Łączności Rządowej) miały przekazać je Amerykanom w ramach wymiany informacji - podaje The Guardian za źródłem w wywiadzie - latem 2016 roku, na ręce szefa CIA Johna Brennana.

Według nieoficjalnych informacji swój udział w rozpracowywaniu powiązań między doradcami Trumpa, a "znanymi lub podejrzanymi" agentami z Rosji miały mieć również dane wywiadowcze z takich krajów, jak Polska, Niemcy, Estonia, Holandia czy Francja. Materiały dostarczyła również Australia, wchodząca w skład Sojuszu Pięciorga Oczu (porozumienie instytucji szpiegowskich).  

The Guardian podkreśla, że Donald Trump, ani nikt z jego otoczenia, nie był jednak przedmiotem prowadzonej operacji. Dane na temat bliskich powiązań z Rosjanami zostały zebrane - według źródeł w wywiadzie - "przez przypadek", podczas prowadzenia obserwacji działań rosyjskiego wywiadu. Według dziennikarzy, ten sam "wzór" miały zauważyć służby kilku krajów, nie tylko Brytyjczycy. Wielkiej Brytanii zależy na pewno na zapewnieniu amerykańskich sojuszników, że nie byli oni ich celem. Szczególnie w obliczu rzucanych przez obecnego prezydenta USA Donalda Trumpa oskarżeń pod adresem GCHQ. Na swoim Twitterze oskarżył on administrację Baracka Obamy o podsłuchiwanie Trump Tower, w którym kluczową rolę - według rzecznika Białego Domu Seana Spicera - miała brać właśnie GCHQ. Obecne władze USA nie miały jednak żadnych dowodów, a swoje oskarżenia oparły o medialne doniesienia stacji Fox News. 

Dziennikarze przypominają, że oskarżenia skomentowały nawet brytyjskie służby, które nie zajmują zazwyczaj stanowiska w takich sprawach. Rzecznik GCHQ stwierdził wprost, że informacje podawane przez prezydenta Trumpa i jego przedstawicieli, to "nonsens", są "absurdalne" oraz należy je "zignorować". Brytyjczycy nie ukrywają jednak, że odegrali ważną role w rozpoczęciu prowadzonych przez FBI czy Senat śledztw w sprawie kontaktów między doradcami Donalda Trumpa, a rosyjskim wywiadem.  

Swoje stanowisko ze względu na prowadzenie rozmów z ambasadorem Rosji w USA, Siergiejem Kislakiem, stracił Michael Flynn, doradca prezydenta USA do spraw bezpieczeństwa narodowego. Powodem lutowej dymisji nie były oczywiście same rozmowy, ale ich temat. Mieli oni bowiem rozmawiać o zniesieniu sankcji. Co więcej, przekazywał on fałszywe informacje na ten temat członkom prezydenckiej administracji, w tym wiceprezydentowi Mike'owi Pence'owi. 

 

 

Reklama

Komentarze

    Reklama