Reklama

Za Granicą

Europa pod naporem imigrantów. Wyzwanie również dla Polski

  • Fot. Archiwum gen. Malinowskiego

W Europie z dnia na dzień rośnie napięcie związane z narastającym problemem masowej, nielegalnej imigracji. Widać to już nie tylko w Grecji i we Włoszech, czy - szerzej - na całym południu kontynentu, gdzie w pierwszej kolejności trafiają osoby z Afryki oraz Bliskiego Wschodu chcące dostać się na bogaty „Zachód”. Problem dotyczy w coraz większym stopniu najważniejszych europejskich graczy, w postaci Republiki Federalnej Niemiec, Francji czy też Zjednoczonego Królestwa. Kanclerz Niemiec Angela Merkel otwarcie przyznała, że obecny kryzys może być większym wyzwaniem dla UE, aniżeli nawet problemy ekonomiczne Grecji. 

Mówiąc o nielegalnych imigrantach kolejni prominentni politycy – może z wyjątkiem władz Węgier i Zjednoczonego Królestwa - powtarzają, jak mantrę, hasło o potrzebie jedności i wspólnego działania wobec istniejących wyzwań. Jednak w hasło to coraz słabiej wpisują się ogólne nastroje społeczne w państwach Europy, oscylujące już wokół raczej niechęci, czy też wręcz negacji, do konieczności przyjmowania kolejnych fal nielegalnych imigrantów. Wyjątkiem jest, być może, jeszcze Szwecja. Pojawia się jednak pytanie, jak długo potrwa ten stan wobec problemów tego państwa z dotychczasowymi imigrantami. 

Taka długoterminowa polityka, a raczej jej faktyczny brak, prowadzić może do wzrostu popularności wszelkich radykalnych formacji politycznych. Ich programy już w tej chwili budowane są w oparciu o ostrą politykę antyimigrancką i potrzebę radykalnych zmian w podejściu do problemu napływu uchodźców. Trzeba nadmienić, że nie wykluczone, a wręcz zakładane jest zwiększenie się także liczby ataków bandytów i rasistów na różnego rodzaju infrastrukturę związaną z nielegalnymi imigrantami.

W samej Republice Federalnej Niemiec, chwalącej się swego czasu niesamowicie skutecznymi programami asymilacyjnymi i multikulturalną polityką, widać dobrze wzrost tego rodzaju przestępstw wymierzonych m.in. w domy wykorzystywane przez azylantów. Chciałoby się więc, dość przewrotnie, zapytać - jeśli nie radzą sobie z tym problemem Niemcy przy całym ich dotychczasowym doświadczeniu i skali przeznaczonych na ten cel funduszy, to jak mają sobie poradzić inni?

Poza tym, władze w Berlinie czy też Paryżu coraz głośniej wyrażają pogląd, że pozostałe państwa powinny dołożyć się do pomocy w stopniu znacznie większym od obecnego. Można wątpić, czy w apelach tych chodzi wyłącznie o pomoc finansową, kiedy weźmie się pod uwagę chociażby debatę o niedawnych kontyngentach uchodźców, które obligatoryjnie, czy, jak kto woli, fakultatywnie, miały przyjąć państwa takie jak Polska.

Więcej imigrantów trafi do Polski?

Nie wolno również zapominać, że brak rozsądnego podejścia do problemu związanego z setkami czy już tysiącami nielegalnych imigrantów, jest obciążeniem dla wszelkich służb zajmujących się bezpieczeństwem poszczególnych państw. Problem dotyczy bowiem zarówno tych imigrantów, którzy poszukują nowego miejsca zamieszkania z przyczyn ekonomicznych (wielu obserwatorów podkreśla, że tych może być najwięcej), jak i tych uciekających z rejonów konfliktów zbrojnych. Samo ich przybycie, a nawet rozdysponowanie pomiędzy państwa unijne tzw. „kontyngentów”, nie rozwiąże problemu ich asymilacji, nie wspominając już nawet o zapewnieniu im pracy czy satysfakcji w zakresie nowych warunków życia.

Za każdym razem dochodzi bowiem do zetknięcia się częstokroć idealizowanych obrazów z rzeczywistością. Dobitnie świadczy o tym przykład enklaw imigranckich we Francji. To tam doszło do pauperyzacji znacznych grup przybyszów, a kolejne pokolenia pozostały zasymilowane w jedynie niewielkim stopniu lub wręcz w ogóle się nie zasymilowały. Dlatego rzesze ludzi mających korzenie w dawnym imperium kolonialnym Francji coraz częściej negują instytucje republiki. Wystarczy przypomnieć słynne obrazki walk francuskich policjantów i żandarmów z grupami wandali niszczących samochody na obrzeżach kluczowych miast tego państwa. Obecna fala ludzi zdesperowanych i oczekujących radykalnej, szybkiej zmiany może w przyszłości leżeć u podstaw podobnych zdarzeń w innych częściach Europy.

Jest to o tyle prawdopodobne, że – jak pokazują ostatnie dni - już teraz dochodzi do waśni, przepychanek czy walk z policją i służbami bezpieczeństwa w przepełnionych obozach dla uchodźców na południu kontynentu. Można się zastanawiać na ile Grecy, wobec stanu ich wewnętrznej sceny politycznej i perspektywie pewnych już kolejnych wyborów parlamentarnych, będą dalej skłonni akceptować tworzenie swoistego państwa w państwie na swoim terytorium. A nie należy przy tym zapominać o państwach takich jak Macedonia czy Serbia, którym pomaga się jeszcze mniej ze względu na ich status krajów pozaunijnych.

Kolejnym, coraz bardziej palącym problemem związanym z falą imigrantów, jest również rozrost zorganizowanych struktur przestępczych czerpiących korzyści z masowego przerzutu nielegalnych imigrantów do Europy. Jak pokazuje przykład pogranicza amerykańsko-meksykańskiego, po pewnym czasie zaciera się granica pomiędzy przemytnikami ludzi, broni, narkotyków, handlarzami żywym towarem itd., nie mówiąc już nawet o tym, że szlaki, którymi przerzuca się ludzi, można – za odpowiednią opłatą – wykorzystać do innych celów lub też mogą z nich skorzystać organizacje terrorystyczne.

Pozostawiając już nawet na uboczu ekonomię, musimy pamiętać, że obozy dla uchodźców były, są i będą świetnym obszarem aktywności werbowników różnych organizacji terrorystycznych. Rodzi się więc kolejne pilne wyzwanie dla służb wszystkich dotkniętych kryzysem państw – muszą ustalić kogo, tak naprawdę, przyjmuje się na swoje terytorium. Nie ułatwią tego, oczywiście, sami nielegalni uchodźcy, którzy częstokroć nie dysponują żadnymi dokumentami poświadczającymi nawet o ich imieniu, nazwisku czy też dacie i miejscu urodzenia. Nie można zapominać, że część z nich „gubi” dokumenty z premedytacją, utrudniając późniejsze postępowanie sprawdzające.

Można tylko domniemywać jak wielki wysiłek muszą podjąć funkcjonariusze służb, w tym również specjalnych, aby choćby minimalnie wykluczyć możliwość przeniknięcia na terytorium państwa sympatyków organizacji terrorystycznych czy też samych terrorystów. Wystarczy spojrzeć na problem syryjski, gdzie fakt, że ktoś akurat ucieka do Europy, nie oznacza jednoczesnego potępienia ideologii reżimu w Damaszku, Dżabhat an-Nusra i tzw. Państwa Islamskiego (Da`ish). Skoro już o tym mowa, warto w tym kontekście wspomnieć o Polsce i problemie Erytrei i uchodźców, którzy mają z niej napłynąć do naszego kraju.

Chociaż władze w Asmarze nie są bezpośrednio oskarżane o wspieranie terroryzmu, a raczej o masowe łamanie praw człowieka, to przecież w Rogu Afryki aktywny jest pod względem werbunku Harakat asz-Szabab al-Mudżahidin. Można tylko życzyć wielu sił i wytrwałości funkcjonariuszom Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz Agencji Wywiadu, którzy będą musieli zająć się rozpoznaniem tłumu uchodźców z Erytrei, nie wspominając o Syrii, których mamy przyjąć. Przypomnijmy tutaj fakt, może nie związany bezpośrednio z tą sprawą, jednak przez to wcale nie mniej istotny - chodzi o zwiększenie budżetu służb specjalnych, o co swego czasu postulowali posłowie z komisji ds. służb, a co nie zyskało poparcia wśród obecnej władzy.

Problem dla całej Europy

Wracając do szerszego ujęcia problemu, należy pamiętać, iż obecnie dyskutujemy w Europie raczej o formach pomocy doraźnej. Nikt bowiem nie jest w stanie zapewnić, że nawet najlepsza pomoc unijna czy poszczególnych państw przyniesie całkowite rozwiązanie problemu, wobec wojny toczącej się w Syrii, chaosie panującym w Libii i Mali, niepewnej sytuacji w Afganistanie, problemach w rejonie Rogu Afryki, czy w Nigerii. Wspomnianą powyżej doraźność widać najlepiej na przykładzie prób uszczelniania granic przez władze na Węgrzech. Chociaż w Szwecji, Polsce i innych państwach często można usłyszeć ekspertów wypowiadających się krytycznie o węgierskim „murze”, to jednak żaden z nich nie proponuje innego rozwiązania.

Węgrzy zaś podkreślają, że jeśli uszczelnienie granicy z Serbią nie okaże się dostatecznie skuteczne, wybudują podobny na granicy z Rumunią. Nikt tam nie ukrywa, że jest to rozwiązanie tymczasowe, mające pomóc w zapewnieniu bezpieczeństwa w państwie tu i teraz. Warto zauważyć, że część z państw na południu Europy stosuje inną metodę, na pierwszy rzut oka mniej kontrowersyjną, przynajmniej w oczach mediów i ekspertów z Zachodu. Metoda ta polega, mianowicie, na cichym przyzwalaniu na przemieszczanie się nielegalnych imigrantów na północ.

Po prostu, nikt tam nawet nie próbuje nikogo zatrzymywać, kontrolować czy też czegokolwiek sprawdzać – władze zdają sobie sprawę, że czynności tego rodzaju przyniosłyby sporo problemów, a przecież nielegalni imigranci i tak chcą jechać do Niemiec, Szwecji czy Zjednoczonego Królestwa. Lepiej więc zrzucić ten problem na rządy tamtejszych bogatych krajów. Jednak Brytyjczycy, podobnie jak Węgrzy, nie zamierzają bezwolnie akceptować tego rodzaju scenariusza. Świadczy o tym chociażby fakt, że sekretarz Theresa May podczas spotkania z francuskim ministrem Bernardem Cazeneuve zapowiedziała wzmocnienie ochrony tunelu pod kanałem La Manche. Mowa o nowych płotach, zwiększeniu liczby pracowników ochrony i kamer do obserwacji rejonu tunelu, ale jednoczesnym zapewnienie o pomocy finansowej na rzecz uchodźców we Francji.

Jak widać, Zjednoczone Królestwo umiejętnie posługuje się "dualną" polityką kija i marchewki. Chce pomagać nielegalnym imigrantom, rozwiązywać problem, ale najlepiej tak, aby przypadkiem nie działo się to na własnym terytorium. Trzeba przyznać, że Węgry, jako państwo ewidentnie biedniejsze, nie mogą dać tej przysłowiowej marchewki np. Serbom - zapewne dlatego spada na nich tak wielka krytyka w obliczu budowy tzw. „muru” lub – bardziej zgodnie z prawdą - bariery granicznej.

Mu'ammar al-Kaddafi przestrzegał niegdyś europejskich polityków, iż bez jego władzy nad Libią zaleje ich fala uchodźców. Europa pomogła jednak obalić jego reżim, kierując się, ewidentnie, regionalnymi partykularnymi interesami kilku państw. Ku zaskoczeniu wielu ekspertów, przepowiednia satrapy sprawdziła się. Ciekawe, ile osób pamięta jeszcze, że w latach 2011-2012 tzw. Arabską Wiosnę nazywano nową Wiosną Ludów, a w Polsce co bardziej wyrywni eksperci od Bliskiego Wschodu przyrównywali wydarzenia rozgrywające się np. w Libii, Egipcie czy Syrii do zrywu Solidarności z lat 80. XX w. (sic!).

Dziś z tej euforycznej, wręcz ekstatycznej atmosfery nie pozostało dosłownie nic. Co więcej, dziwnym trafem mało kto chce łączyć katastrofalne decyzje z tego właśnie okresu z kryzysem związanym z nielegalnymi imigrantami. Czeka więc Europę, i tu należy ewidentnie zgodzić się z panią kanclerz Angelą Merkel, jedno z największych wyzwań przed jakimi Stary Kontynent stał po 1989 r.

Wielopłaszczyznowość i skomplikowana struktura tego problemu zagraża dotychczasowemu standardowi życia Europejczyków - jak powiedział brytyjski sekretarz Philip Hammond. Ale gra toczy się o większą stawkę niż bezpieczeństwo socjalne - to także problem terroryzmu i rozprzestrzeniania się jego najbardziej radykalnych odmian z Bliskiego Wschodu do Europy. Nie można zapominać, że w tle pozostaje pytanie o istnienie konstrukcji, jaką znamy i cenimy, w postaci strefy obejmującej państwa partycypujące w Układzie z Schengen. Idąc dalej, trzeba pamiętać o możliwości radykalizacji społeczeństw, które nie rozumieją potrzeby kolejnych wydatków na rzecz pomocy dla nielegalnych imigrantów.

Narzucanie jakichkolwiek rozwiązań, vide „kontyngenty”, które dane państwo ma przyjąć, będzie tylko potęgowało taką sytuację. W obliczu obecnego kryzysu ogólnoeuropejskiego dla Polski - wbrew pozorom – rodzi się nie tylko samo zagrożenie, ale i pewna szansa dotycząca naszego położenia. Przede wszystkim, w interesie naszych władz jest utrzymanie zainteresowania kwestiami wschodnimi, a kryzys na Południu może temu przeszkadzać. Jednak jeśli już dziś Berlin i Paryż ślą sygnały o potrzebie współpracy, to może uda się wynegocjować chociażby zmianę ich postawy wobec baz NATO w Polsce. Konieczne jest, po prostu, pragmatyczne i pozbawione skrupułów negocjowanie, bo najzwyczajniej tak się to robi na świecie – coś za coś.

Niemniej i Polska musi cały czas przygotowywać się na najgorsze scenariusze. Stąd konieczne jest wzmocnienie oczu i uszu naszego państwa w postaci służb specjalnych odpowiadających za ochronę antyterrorystyczną Polski, nie wspominając już nawet o tak prozaicznym postulacie jak zwiększenie wydatków na Straż Graniczną. Warto również dokładnie obserwować doświadczenia węgierskie, a nawet brytyjsko-francuskie z Calais. Nikt nam bowiem nie zagwarantuje, że kolejny szlak przerzutowy uchodźców, związany z wydarzeniami na Ukrainie, nie będzie biegł przez naszą wschodnią granicę. W takim przypadku jednym z niezbędnych rozwiązań może więc stać się znaczne wzmocnienie fizycznej ochrony granicy.

dr Jacek Raubo

Reklama

Komentarze (1)

  1. zwolennik prostych rozwiązań

    Najlepszym lekarstwem na obecny kryzys jest drut kolczasty i pole minowe.

Reklama